Green Book - film, który powinien obowiązkowo obejrzeć każdy rasista i homofob
Na Filmwebie (na którym film ma już ocenę 8,3!!!) można przeczytać taki oto krótki opis filmu: "Wybitny muzyk jazzowy zatrudnia jako swojego szofera byłego bramkarza z nowojorskiego klubu nocnego i wspólnie wyruszają w trasę koncertową. Wyprawa na głębokie południe USA da początek niewiarygodnej przyjaźni, która połączy dwa zupełnie różne światy". Ale spokojnie. Nie jest to kolejna "Tajemnica Brokeback Mountain", choć wątku gejowskiego nie zabraknie. Wbrew pozorom nie jest to też film o jazzie. Farrelly przenosi widza w lata sześćdziesiąte ubiegłego stulecia i tym samym pokazuje, jak popieprzone były kiedyś Stany Zjednoczone (choć pewnie nadal są, ale inaczej). "Green Book" to - mówiąc fachowo - komediodramat. Co ważne - inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. To film dwóch bohaterów. Pierwszy z nich to Tony "Wara" Vallelonga (którego przecudnie zagrał Viggo Mortensen), czyli Włoch mieszkający z rodziną na Bronxie i pracujący jako bramkarz w klubie Copacabana. Ma lekką awersję do czarnoskórych. Drugi to Don Shirley (którego z kolei zagrał Mahershal Ali, znany m.in. z filmu "Moonlight", czy "House of Cards"), czyli czarnoskóry wybitny pianista, który... planuje wyruszyć w trasę po Stanach i potrzebuje do tego kierowcy i zarazem... ochroniarza. Bo, jak się z pewnością domyślacie, lata 60-te w Stanach to ten czas, kiedy kraj jest podzielony na tych lepszych i gorszych, tzn. "białych" i "czarnych". Szczególnie jeśli mowa o Głębokim Południu Stanów Zjednoczonych. Po dłuższym wstępie, gdzie reżyser przybliża nam bohaterów (a głównie Tony'ego Warę), drogi tych dwóch panów łączą się i obaj trafiają... do niebieskiego Cadillaca. Włoch jest szoferem, Afroamerykanin jego szefem (tak tak, jeśli pomyśleliście w tym momencie o "Nietykalnych", to słusznie, bo nie wiem, jakim cudem, ale moim zdaniem te filmy mają naprawdę wiele wspólnego ze sobą). W trakcie podróży panowie nieustannie gadają (ze zdecydowaną przewagą Wary), a do tego spotykają się z totalną skrajnością i rasizmem w najgorszym wydaniu - im dalej na południe od Nowego Jorku, tym gorzej. Co ciekawe, na liście stanów, które panowie odwiedzają jest Kentucky, czyli królestwo kurczaków (to tu powstało KFC, czyli Kentucky Fried Chicken). A jeśli nadal zastanawiacie się, czemu "Green Book", a nie np. "Black Book", to nadmienię tylko, że w tamtych czasach zielona książka była obowiązkowym przewodnikiem dla czarnoskórych. Zawierał on bowiem listę hoteli, restauracji i lokali, w których tolerowani byli czarnoskórzy. Tak tak, na serio Amerykanie wymyślili coś takiego! Mnie z filmu strasznie zapadła w pamięć scena, kiedy Tony zatrzymał się na krótki odpoczynek na drodze i otworzył drzwi swojemu szefowi. Nie zdawali sobie sprawy, że przyglądają się im czarnoskórzy robotnicy pracujący na pobliskim polu, dla których widok ten był totalną abstrakcją. Ogólnie rzecz biorąc... duetu Mortensen-Ali bez wątpienia - podobnie, jak Driss-Philippe - chwyta za serca i umysły. Film podobno spotkał się z niezłą krytyką za Oceanem, ale... walić to. Ja polecam. Koniecznie wybierzcie się na ten film do kina!
-
Lester Marks - kolekcjoner, który zamienia dom w muzeum sztuki współczesnej
-
Mam super moce! Dzwoń pod dziewięć dziewięć osiem!
-
Już w kinach! Historia Filipa, polskiego Żyda, który przeżył nazizm we Frankfurcie!
-
Kiedy przyjdzie piąta i dziesiąta fala - na dobre przerzucę się na VINIFY-a!
-
Postanowiłem kupić psa i... spłynął na mnie spory hejt!