Wybrałem się na kolację w ciemności do DIFFERENT. Czy było warto?
Rzecz jasna po otrzymaniu vouchera musiałem wejść na stronę i zabookować termin. Poszło w miarę zgrabnie, aczkolwiek było kilka niejasności związanych z samym voucherem. Mam nadzieję, że poprawią te babole na stronie. Miłym zaskoczeniem był telefon z restauracji w dniu rezerwacji. Otóż zadzwoniła pani i zapytała, czy zjawię się na kolacji. Grzecznie potwierdziłem, że i owszem. I że konkubina również ze mną się pojawi. Byliśmy sporo przed czasem, ale na parterze Millenium jest COSTA, więc... zimna lemoniada uratowała życie, bo na dworze (czy jak to mówią Krakusy - na polu) cholerny upał. Wracając do DIFFERENT... Restauracja mieści się na pierwszym piętrze. Nie można jednak do niej zajrzeć przez witrynę. Nie można też sobie tak po prostu wejść. Trzeba zameldować się w recepcji. BTW... Tuż przed samą kolacją wychodzi niewidomy kelner i wita gości. Następnie tak zwanym wężykiem, za kelnerem goście idą w kierunku wejścia do restauracji. Tuż po chwili okazuje się, że... Faktycznie, czarno, jak w... Jak w restauracji, gdzie serwują kolację w ciemności! Kelner zaprowadza klientów do konkretnych stolików i wyjaśnia, że na stole jest dzbanek z wodą i kubki oraz... że można się częstować. Żartowniś! On dobrze bowiem wie, że to dla nas straszny dyskomfort, że już po chwili siedzenia mózg widzącej osoby szaleje i od tej chwili ma ona do dyspozycji wyłącznie zmysł dotyku, słuchu i smaku. Po dość długim oczekiwaniu ponownie do stolika przychodzi kelner i podaje przystawkę. I choć przy talerzu można "wyczuć" sztućce, to świadomie rezygnuje się z korzystania z nich. My tak zrobiliśmy. Tak podpowiadał nam zdrowy rozsądek. Tym sposobem zmysł dotyku szybko się wyostrzył i próbował przesłać komunikat do mózgu, cóż takiego znajduje się na talerzu. Do pomocy zgłosił się zmysł smaku. A ponieważ przystawka była pyszna - nastrój natychmiast się poprawił i złość na to długie oczekiwanie minęła. Niewidomy kelner (żartowniś, chyba Jacek) w tak zwanym międzyczasie zakomunikował, że będzie za chwilę danie główne. Szybko się domyśliliśmy, że miał na myśli zupę i drugie danie. A skoro zupa, to i.... łyżka musi pójść w ruch, bo inaczej to jak? Siorbanie? Poszło - ku naszemu zaskoczeniu - całkiem zgrabnie. W sensie z zupą, bo drugie danie znowu w łapki trzeba było chwycić. Kolację zwieńczył znakomity deser. Oczywiście zjedzony w kawałkach, z oblizaniem palców na końcu. Inaczej w DIFFERENT się po prostu nie da. Pocieszające jest to, że nikt tej uczty nie widzi. Uczty, którą - mówię szczerze - warto choć raz w życiu przeżyć. Poza tym, to ciekawa inspiracja! Po kolacji w DIFFERENT człowiek staje się wdzięczny, że ma wzrok. A docenia to szczególnie, kiedy już z restauracji wychodzi...
PS Przed wejście do DIFFERENT zostawia się wszystko to, co emituje światło, a więc zegarki i smartfony. Tym samym człowiek staje się niewolnikiem... rozmowy. Jakieś to trudne, cholera jasna!
PS 2 Już niebawem wybieram się z konkubiną na kolację do SENSES - najlepszej polskiej restauracji, która od czterech lat jest nagradzana gwiazdką Michelin, więc to nie ostatnia recenzja kulinarna!
-
Mam super moce! Dzwoń pod dziewięć dziewięć osiem!
-
Już w kinach! Historia Filipa, polskiego Żyda, który przeżył nazizm we Frankfurcie!
-
Gdzie był Pan Matusiak, jak go nie było?
-
Kiedy przyjdzie piąta i dziesiąta fala - na dobre przerzucę się na VINIFY-a!
-
Postanowiłem kupić psa i... spłynął na mnie spory hejt!