Wstąpił we mnie szatan! Jadę z moimi córkami na Woodstock, czy jak kto woli Pol'and'Rock Festival!
Na Woodstock'u byłem chyba dwa, albo trzy razy. Pamiętam, że pierwszy raz, kiedy miałem jakieś naście lat (matko, kiedy to było!), później, już jako dwudziestolatek. Za każdym razem było super, ale też zupełnie inaczej. To znaczy, inne było doświadczenie. I w sumie nie ma się co dziwić, bo ja się nieustannie zmieniałem, stawałem się - jak to się mówi - mężczyzną. Jak będzie tym razem? Ta myśl nie daje mi spokoju. Jadę w końcu jako ojciec trójki dzieci i - co najważniejsze - jadę z tymi dziećmi! I nie będzie hoteli, nie będzie prywatnych kwater - zwykły, sześcioosobowy... namiot i do tego śpiwory. Diabelski plan, prawda? Ale czy odpowiedzialny? Ostatni Woodstock, na którym byłem mogę scharakteryzować tak - w pełni pokojowa, pełna artystycznych dusz impreza, gdzie nie było miejsca na nieetyczne ekscesy, zadyby, i podobne szatańskie wybryki. Pełna kulturka, dobra organizacja. Może to trochę odstaszać tych, którzy - jak ja - byli na Woodstcok jakieś 20 lat temu i wolą jednak mniej komercyjne imprezy. Wówczas lokalni dresiarze i pseudo skinheadzi toczyli wojnę z woodstockowiczami (regularnie niszczyli dostęp wody do pól namiotowych). Nieważne. Dziś z pewnością Woodstock, czy razczej Pol'and'rock Festival to impreza, na którą mogą śmiało przyjeżdżać rodziny z dziećmi. Co też robią. Nie będę zatem wyjątkiem od reguły. Ba, będą rodziny z różnych europejskich krajów - z Czech, Niemiec, czy Austrii, bo nie wiem czy wiecie, ale nie ma większej niebiletowanej imprezy w Europie! Co do komercyjności... Porównałbym Woodstock (sorry Jurek, ale ta nazwa mi bardziej leży) trochę do Open'er Festival. Byłem na nim w 2016 roku (tak, wtedy kiedy grał mój ulubieniec Pharrell Williams, o którym pisałem już wam w tekście "Kilka słów o tym, jak CHANEL i GUCCI mogą fascynować, a przy tym inspirować i edukować") i wielkich różnic nie widziałem. Owszem, te bramki do sprawdzania biletów, wysokie ogrodzenia, no i może trochę bardziej nowocześniej, ale to przecież wynik tego, że za "openera" się płaci. Wracając do festivalu nad Odrą... Może jakoś tegoroczny line-up mnie nie powalił, ale pocieszę się tym, co będzie. Tym, że będziemy tam razem. Moje dzieci i konkubina też. Choć nie ukrywam, że chciałbym zobaczyć np. takiego Grubsona, który zagra "Na szczycie" (ogólnie nie słucham takiej muzyki). Fajne jednak będzie już to, że moje córki (i konkubina) zobaczą tak duży festiwal, no i fakt, że będziemy nocować "pod gołym niebem". Kiedy dla dzieciaków spanie pod namiotem to była norma, dziś to przeżycie na miarę lotu w kosmos. Wierzę zatem, że to będzie super spędzony czas, który zostanie w pamięci do końca życia - jak mój pierwszy wyjazd na Woodstck! A przy okazji, skoro z Kostrzyna do Berlina rzut beretem, to niewykluczone, że i tam nas na chwilę poniesie. Ale o tym z pewnością się dowiedzieć na dniach, a w szczególności (w pierwszej kolejności) członkowie grupy Pan Matusiak po godzinach. I co bym nie zapomniał - jeśli nie macie planów na 2-4 sierpnia, to wpadajcie do Kostrzyna nad Odrą. To będzie prawdziwie szatańska impreza! Nie pożałujecie! Zobaczcie, jak Grubson dał czadu na Woodstocku w 2015 roku!
-
Mam super moce! Dzwoń pod dziewięć dziewięć osiem!
-
Już w kinach! Historia Filipa, polskiego Żyda, który przeżył nazizm we Frankfurcie!
-
Gdzie był Pan Matusiak, jak go nie było?
-
Kiedy przyjdzie piąta i dziesiąta fala - na dobre przerzucę się na VINIFY-a!
-
Postanowiłem kupić psa i... spłynął na mnie spory hejt!