Mackiewicz zdobył w końcu ten cholerny szczyt i choć został na górze, to szalenie inspiruje
Mackiewicz to prawdziwy wariat wśród himalaistów
Skupiałem się bardziej na tym, aby dowiedzieć się jak najwięcej na temat tego, kim są i co robią na co dzień, itd. Bardzo szybko to skupienie skierowałem wyłącznie na Tomka. Jego skomplikowane i niełatwe życie wydało mi się bardzo ciekawe, wciągające i zarazem jakieś dziwnie znajome. Wydawało mi się, że to jakaś moja bratnia dusza. W tym wszystkim irytowało mnie, że przez wielu „kolegów po fachu” postrzegany jest, jako oszołom, wariat, który porywa się z motyką na słońce. Owszem, mogę się domyślać, że to przez specyficzne, wręcz punkowe podejście Tomka do wspinaczki. Często krytykował tych, którzy wspinają się na szczyty z pomocą tubylców, tragarzy. I choć nie mam zdania na ten temat, tj. czy to dobrze, czy źle, bo - szczerze - nie mam w tej materii kompletnie doświadczenia, jakoś w głębi duszy podoba mi się punkt widzenia Tomka. Ogólnie rzecz biorąc, po przeczytaniu dziesiątek tekstów, wpisów, wywiadów, obudziła się we mnie ogromna sympatia do tego gościa.
"W 2000 roku pomyślałem sobie: pojadę gdzieś. W kieszeni miałem czterysta dolarów. Pojechałem stopem z Warszawy do Łysej Polany, a później były Słowacja, Rumunia, Turcja, Irran Pakistan i tak dojechałem do Indii, tam siedziałem pół roku u pani doktor Heleny Pyz, która prowadzi ośrodek dla trędowatych. Karmili mnie tam, miałem kąt do spania, a ja w zamian uczyłem dzieci angielskiego i próbowałem jakoś pomagać na misji. Poznałem też ojca Mariana Żelazko. Niezwykli ludzie, sporo się od nich nauczyłem. Potem był Bangladesz, Nepal , Tajlandia , Kambodza, Laos, Chiny itd.. W sumie poszwendałem się po Azji przez rok, bez kasy, tysiące kilometrów rowerem, czasem na nielegalu przekraczałem zielone granice. Kazachstan, Rosja. Ta wyprawa pokazała mi, że nie ma się czego bać, że świat stoi otworem, można próbować.” Fragment jednego z wywiadów z Tomkiem
Kiedy dotarły do mnie informacje, iż Tomek i Eli mogą nie dotrzeć już nigdy na dół - poczułem straszny smutek. Od tej chwili śledziłem nieustannie wszystko, co miało związek z tą wyprawą. Z każdą chwilą miałem poczucie, że z tego świata znika wspaniały człowiek. Taki, których nam brakuje w tym świecie pełnym nienawiści, hipokryzji i totalnego braku bezinteresowności.
Tomek Mackiewicz obudził w nas sporo dobra
Nie umiem sobie wyobrazić smutku, jaki teraz przeżywa rodzina Tomka - jego żona i dzieci. Historia ta ma jednak drugie dno. Tomek zyskał bowiem ogromny szacunek. Jego osoba wzbudziła zainteresowanie dziesiątek, a nawet setek tysięcy ludzi na całym świecie. Zjednoczyła tysiące Polaków. Kiedy zacząłem obserwować jego profil na Facebooku, lubiło go raptem może 10 tys. osób. Dziś to już prawie 60 tysięcy fanów, których nieustannie przybywa! Mam więc cichą nadzieję, że chociaż część z tych ludzi postanowi przeczytać jeden, może więcej wywiadów z Tomkiem i zarazi się tym jego stoickim spokojem, otwartością oraz miłością do ludzi i świata. Ja już się zaraziłem i z pewnością będę chciał uczcić w jakiś symboliczny sposób to, że pojawił się w moim życiu i dał wiele do myślenia. Kto wie, może znajdę w sobie pokłady energii i odwagi, aby zdobyć choć jakiś mały szczyt. Mamy w końcu w Polsce niesamowite góry! Póki co, zdobyłem się na mały gest i wpłaciłem w ramach ogólnonarodowej zbiórki pieniądze, które z pewnością przydadzą się teraz rodzinie Tomka. Mała wpłata ale razy tysiące ludzi może zabezpieczyć życie jego kochającej żony i dzieci. Jeśli macie ochotę pomóc, to udostępnijcie ten wpis i podzielcie się kilkoma złotówkami. Ja bardzo rzadko uczestniczę w takich akcjach, jednak ta wydaje się w pełni słuszna i potwierdza to, w co wierzę - że karma wraca. A Tomek bez wątpienia był dobrym człowiekiem, co potwierdza jego żona Anna:
"Tomek byl ciezko pracujacym czlowiekiem ktory dawal z siebie wszystko wszystkim. Niewiele zostawalo, a moze nic, co moglby dac sobie... moze Gory... byly Jego wlasnym swiatem i spelnieniem, do ktorego mial prawo...Masha Gordon, przyjaciolka Elisabeth prosila mnie o udostepnienie zbiorki dla dzieci Tomka, dla naszych dzieci - Maxa, Toni i Zoi, dla Mamy Maksia i Toni, Joasi Kondrackiej. Tak bardzo i z calych sil chcial, zeby Jego historia i wielki wysilek byly dla nich zeby im cos dac zabezpieczyc ich zycie przyszlosc. Nie przypuszczalabym nigdy ze przyjdzie Mu poswiecic swoje zycie".
I nie chcę przedłużać już tego wpisu, więc dodam krótko - jeśli chcecie pomóc, to tu możecie wpłacać pieniądze: https://www.gofundme.com/rescue-on-nanga-parbat
"Na obydwu zbiórkach, także w EUR, 90 proc . wpłat pochodzi od Polaków. Masha Gordon prosiła, abym mówiła publicznie, że powinnam być dumna z tego, że jestem Polką i z naszego Narodu... JESTEM! Wspólnie dokonaliśmy cudu. Ten cud stał się za sprawą Tomka, bo to od Niego pochodzi energia, która nas zjednoczyła. Choć nie ocalił siebie, dokonał niemożliwego. ANu.”
-
Mam super moce! Dzwoń pod dziewięć dziewięć osiem!
-
Już w kinach! Historia Filipa, polskiego Żyda, który przeżył nazizm we Frankfurcie!
-
Gdzie był Pan Matusiak, jak go nie było?
-
Kiedy przyjdzie piąta i dziesiąta fala - na dobre przerzucę się na VINIFY-a!
-
Postanowiłem kupić psa i... spłynął na mnie spory hejt!